Partner główny

 

Partnerzy

  
 

Ludzie Cresovii

Reklama

     W trzecim swoim meczu w tej rundzie Cresovia przegrała u siebie 0:1 z liderem Dębem Dąbrowa Białostocka. Dla siemiatyczan była to pierwsza porażka w sezonie na własnym boisku. Czy zasłużona?      W trzecim swoim meczu w tej rundzie Cresovia przegrała u siebie 0:1 z liderem Dębem Dąbrowa Białostocka. Dla siemiatyczan była to pierwsza porażka w sezonie na własnym boisku. Czy zasłużona?

     To był typowy mecz na remis, bo w pierwszej połowie inicjatywę posiadali gospodarze, w drugiej goście. Chociaż w ciągu 90 minut to gracze Cresovii byli bliżsi zdobycia gola, bo doskonałej akcji przed przerwą nie wykorzystał Piotrowski, zaś po przerwie Prokopczuk, kiedy po jego strzale piłka trafiła w poprzeczkę bramki rywal, to jednak najbardziej sprawiedliwym wynikiem byłby chyba remis. I pewnie spotkanie zakończyłoby się bezbramkowym remisem, gdyby nie kuriozalna sytuacja w doliczonym czasie gry. W 93 min. arbiter podyktował rzut karny dla gości po faulu na napastniku drużyny przyjezdnej. Owszem – karny należał się, bo faul był ewidentny i to w obrębie pola karnego. Karolczuk obronił strzał, ale sędzia nakazał go powtórzyć. Druga dobitka była celna. Dlaczego nakazał powtórzyć? Otóż tuż przed wykonaniem pierwszej jedenastki, ze względu na to, że mijał doliczony czas gry, arbiter powiedział zawodnikom – „karny i koniec”. Karolczuk obronił karnego, ale strzelec skorzystał z dobitki i umieścił piłkę w siatce. Sędzia zmienił więc zdanie i nakazał powtórzyć jedenastkę. Na nic zdały się protesty. Jak wcześniej wspomnieliśmy – druga jedenastka była celna. A co by było, gdyby Karolczuk znowu obronił, a gracz z Dąbrowy znowu dobił? Zawodnicy i sztab szkoleniowy Cresovii wracali do szatni zdruzgotani i zniechęceni.
     Analizując zaś mecz – stał on na podobnym poziomie, jak rozegrany 3 dni wcześniej z Gryfem Gródek. Najwięcej działo się w środku pola, gdzie obie drużyny cechowała nieustępliwość. Siemiatyczanie wyszli na mecz z dwoma zmianami w porównaniu do spotkania z Gródkiem. Na prawej stronie Stępkowskiego zastąpił debiutujący w meczu o punkty Maciej Radziszewski, a z przodu Łukasza Kożuchowskiego – Kutyłowski. Tak, jak w środę siemiatyczanie zaczęli ze sporym animuszem, bo już w 1 min. na bramkę gości strzelał Prokopczuk. Po dwóch minutach gry mieliśmy krótką przerwę, bo drobnego urazu nabawił się bramkarz gości. Do 15 min. gra toczyła się w środku, a tuż po kwadransie zadrżeliśmy, bo w akcji pod bramką Cresovii rywale powalili Karolczuka. Nasz bramkarz długo dochodził do siebie, ale to zawodnik o twardym charakterze, więc nie tak łatwo wyłączyć go z gry. Do 35 min. obie drużyny zaliczyły po jednej niegroźnej akcji. W 35 min. goście wykonywali rzut wolny sprzed pola karnego Cresovii. Tak niefortunnie, że piłkę przejęli gospodarze i wyszli z szybką kontrą. W dogodnej sytuacji – jak wspominaliśmy wcześniej – znalazł się Hubert Piotrowski. Szkoda, że nie udało mu się umieścić piłki w siatce. W 41 min. żółtą kartkę upomniany został Radziszewski, a minutę później interweniować musiał Karolczuk.
     Jako, że w pierwszej połowie siemiatyczanie grali pod wiatr i przeważali, to po przerwie powinni przeważać tym bardziej. To jednak goście posiadali inicjatywę. Z akcji w drugiej połowie warto odnotować rajd Krzysztofa Kobusa w 52 min. prawą stroną i dośrodkowanie, ale żaden z naszych graczy nie doszedł do czystej pozycji strzeleckiej po jego dograniu, uderzenie Prokopczuka 3 min. później oraz wspomniany już strzał głową również Prokopczuka w 76 min., kiedy to piłka otarła się o poprzeczkę. Trzeba też wspomnieć o kilku sytuacjach gości, ale w każdej z nich bezbłędnie spisywał się Karolczuk. O tym, co działo się w doliczonym czasie gry, już napisaliśmy na początku.
Podsumowując mecz w wykonaniu Cresovii – świetny występ zaliczył Karolczuk, do czego zresztą już nas przyzwyczaił, przez większą część meczu praktycznie bezbłędnie grała obrona, jak zwykle jednym z najbardziej walecznych graczy był Golonko, a z przodu najaktywniejszy Prokopczuk. To właśnie Prokopczuk jest na razie w Cresovii tym, który najczęściej potrafi znaleźć się pod bramką rywali w sytuacji strzeleckiej i to on najczęściej nęka bramkarzy innych drużyn. Czekamy więc na pierwszą bramkę Michała tej wiosny.
     Dla graczy z Dąbrowy, po zwycięstwie z Cresovią, trzeba chyba już pogratulować awansu do III ligi.
     Cresovia: Karolczuk – K. Kobus (76, Kowalczyk), Moczulski, Marks, Piotrowski – Radziszewski (46, Milewski), Golonko, Niewiarowski, Nowicki (89, A. Kobus) – Prokopczuk, Kutyłowski (81, Zalewski).

Partner główny

wspiera a1

Ogłoszenie

Redakcja serwisu szuka chętnych do redagowania relacji z meczów. 

Kontakt - cresovia.redakcja@wp.pl