3 pkt. były w zasięgu w ręki. Wystarczyło tylko przetrwać drugą połowę, bo do przerwy siemiatyczanie prowadzili 1:0. Niestety w 52 min. napastnik gości uprzedził naszego bramkarza Rafała Karolczuka strącając mu piłkę sprzed rąk i umieścił ją w siatce. Mimo to remis jest niezłym wynikiem osiągnięty z drużyną grającą wiosną chyba najlepiej spośród wszystkich zespołów IV ligi, przedłużającym szanse na awans o klasę wyżej. Jednocześnie dla Cresovii było to z rzędu dziewiąte spotkanie bez porażki.
Tak, jak przewidywano, mecz nie toczył się tylko na boisku, ale i na trybunach. Na spotkanie to mocno zmobilizowali się kibice Cresovii, którzy przybyli licznie i nie szczędzili gardeł. Tuż przed meczem pod stadion pojechał autobus z Białej Podlaskiej z ”ziomami” z tego miasta, zaprzyźniajonymi z fanami Cresovii. Trzeba dodać, że obie te grupy dzielnie wspierały naszych piłkarzy, krzycząc, klaszcząc, śpiewając i machając szalikami. Ale niestety musimy się czegoś przyczepić. Wysoką notę za kibicowanie nieznacznie niestety obniża kilka niecenzuralnych chóralnych okrzyków. Jak kibicować – to kulturalnie. O kulturę i dobre zachowanie będziemy apelować zawsze. Chociaż z drugiej strony takich okrzyków było i tak zdecydowanie mniej, jak np. podczas meczów z Turem. Podsumowując wątek siemiatyckiej „żylety” – duże brawa za organizację i doping.
Nie można też nie wspomnieć o fanach z Łomży. Dwa autobus, dwa busy i kilka prywatnych samochodów dało ok. 200 kibiców ŁKS. Trzeba przyznać, że przyjezdni fani również zachowywali się spokojnie, dosyć kulturalnie, nie prowokowali policji, jak również nie szukali rozróby. W sumie też miło patrzyło się na biało – czerwony sektor (czytaj – klatkę), gdzie nie brakowało przyśpiewek i szalikowców.
Skoro jest coś o kibicach, to trzeba i wspomnieć o służbach porządkowych. Mecz zabezpieczało przedsiębiorstwo ochrony BOA. Tradycyjnie nie zabrakło „niebieskich”, tym razem z Siemiatycz i Łomży. Na szczęście funkcjonariusze nie musieli interweniować. Być może na wyobraźnię kibiców działały groźne i szczekające psy policyjne.
Przejdźmy do meczu. W Cresovii nie było niespodzianki - siemiatyczanie wyszli w zestawieniu, w jakim wychodzili ostatnio. Co najważniejsze – nie zamurowali od pierwszych minut własnej bramki i starali się grali ofensywnie. Pierwsze 10 min. to sporadyczne próby ataków z obu stron, nie zagrażające stratom bramek. Pierwszy strzał na bramkę gości siemiatyczanie zanotowali w 16 min. Strzelał Kamil Zalewski z rzut wolnego, po faulu na Prokopczuku. Dwie minuty wcześniej po raz pierwszy do interwencji zmuszony był nasz bramkarz. Wybił piłkę, ale zawodnik gości zahaczył go nogą. Potrzebna była pomoc medyczna. Po ok. 20 min. Cresovia zaczęła grać lepiej od przyjezdnych. Efekt to akcja z 25 min. Wojciech Moczulski odebrał piłkę rywalowi w środku pola i szybkim podaniem uruchomił Zalewskiego. Nasz napastnik przebiegł z futbolówką spory kawałek po lewej flance, zrobił zwód i uderzył z narożnika pola karnego. Bramkarz gości nie miał szans. 1:0. 25 bramka Kamila w tym sezonie zdobyta w 25 min. Brawo. Na trybunach szał radości, a nasz superstrzelec ładnie ukłonił się publiczności. Do końca pierwszej połowy łomżyniance nie potrafili znaleźć na Cresovię sposobu. Gospodarze grali dobrze w obronie, szybko wychodząc z kontrami. Jedna z kontr powinna zakończyć się golem. Z lewej strony obrońcom znowu uciekł Zalewski i podał do wychodzącego na czystą pozycję Prokopczuka. Wystarczyło tylko dostawić nogę. Obrońca Łomży był jednak szybszy. Przed szansą podwyższenia wyniku stanął też Łukasz Golonko. Szkoda, że niezbyt precyzyjnie uderzył głową. Z kolei goście odpowiedzieli w 26 min., kiedy to piłka po ich strzale minimalnie minęła słupek bramki Cresovii i w 45 min., kiedy po strzale z rzutu wolnego futbolówka trafiła w naszego obrońcę. Jedyne, do czego można było się przyczepić w grze Cresovii w pierwszej połowie, to zbyt mała dokładność w ofensywie przy ataku pozycyjnym.
Od początku drugiej połowy goście ruszyli do ataku. Przegrana praktycznie eliminowałaby ich z walki o III ligę. 7 min. po wznowieniu gry padło wyrównanie. W niezbyt groźnej sytuacji, kiedy piłka zmierzała już do Karolczuka, zdążył do niej dobiec zawodnik Łomży i wybił ją tuż sprzed rąk naszego bramkarza. 1:1. Remis dla przyjezdnych to również niezadowalający wynik, więc łomżyniance kontynuowali napór. W ciągu 20 min. stworzyli kilka groźnych sytuacji bramkowych, jednak albo piłkę wybijali nasi obrońcy, albo na posterunku był Karolczuk. Świetnym refleksem nasz bramkarz popisał się w 60 min. kiedy to instynktownie odbił piłkę po strzale napastnika gości. Minutę później w ostatniej chwili w szarżującego zawodnika gości wślizgiem wszedł Michał Nowicki, prawdopodobnie też ratując nasz zespół od straty gola. W 62 min., w kolejnej akcji gości, znowu świetnie zaprezentował się Karolczuk. W 68 min. znowu bronił Karolczuk wybijając piłkę nogą. Napór gości nieco osłabł po 70 min., głównie dlatego, że to siemiatyczanie starali się oddalać grę od własnej bramki. Po raz pierwszy w drugiej połowie przed szansą zdobycia gola dla Cresovii stanął Golonko. W 76 min. strzelił do pustej bramki. Kibice widzieli już piłkę w siatce. Niestety obrońca ŁKS wybił piłkę z linii. Z dobitki skorzystał Stępkowski, ale piłka po jego strzale trafiła w obrońcę.
W 77 min. faulowany był Milewski. Dosyć bezpardonowo, za co pan Darek miał pretensje do rywala. Doszło do utarczki słownej, po której obaj zawodnicy dostali po żółtym kartoniku. Nie spodobało się to innemu zawodnikowi Łomży, który dał temu wyraz niecenzuralnymi słowami. Arbiter usłyszał to i bez wahania wlepił mu czerwony kwit. Łomża w dziesiątkę. Do zakończenia około kwadrans. Jednak do końcowego gwizdka nie padła już żadna bramka, mimo, że obie drużyny miały po kilka okazji. Dla Cresovii zwycięskiego gola mogli zdobyć Zalewski w 88 min., który otrzymał świetne podanie od partnera oraz Prokopczuk minutę później, ale w obu przypadkach bramkarz gości zachował się profesjonalnie. Szkoda jeszcze żółtej kartki dla Moczulskiego, chyba zbyt pochopnie wyciągniętej przez arbitra.
Podsumowując – rację miał kierownik drużyny Wojciech Łopaciuk, który zapewniał, że Cresovia zagra dobry mecz i będzie walczyła o wygraną. Do wygranej niewiele zabrakło. Mecz mógł i powinien się podobać, szczególnie jego druga część stojąca na wysokim III-ligowym poziomie. Szybkich akcji, kontr, strzałów na bramki w tym spotkaniu było dużo, a to kibiców cieszy najbardziej.
Rzadko wyróżniamy kogoś indywidualnie, głównie dlatego, żeby nie umniejszać zaangażowania i gry innych, ale po tym meczu nie sposób nie wspomnieć o świetnej postawie Norberta Marksa w obronie. Miło patrzyło się na jego grę i doświadczenie. Nie ustępowali mu Wojciech Moczulski i Rafał Karolczuk.
Czekamy teraz na mecz w Michałowie. Jeśli nasi wygrają – będzie awans.
Żółte kartki z Cresovii otrzymali: Golonko (w 53 min.), Milewski ( 77 min.), Kutyłowski (w 86 min.). Moczulski (w 90 min.).
Cresovia: Karolczuk – K. Kobus, Moczulski, Marks, Piotrowski (59, Milewski) – Stępkowski (82, Kutyłowski), Golonko, Niewiarowski (86, Radziszewski), Nowicki – Prokopczuk, Zalewski.
Nie można też nie wspomnieć o fanach z Łomży. Dwa autobus, dwa busy i kilka prywatnych samochodów dało ok. 200 kibiców ŁKS. Trzeba przyznać, że przyjezdni fani również zachowywali się spokojnie, dosyć kulturalnie, nie prowokowali policji, jak również nie szukali rozróby. W sumie też miło patrzyło się na biało – czerwony sektor (czytaj – klatkę), gdzie nie brakowało przyśpiewek i szalikowców.
Skoro jest coś o kibicach, to trzeba i wspomnieć o służbach porządkowych. Mecz zabezpieczało przedsiębiorstwo ochrony BOA. Tradycyjnie nie zabrakło „niebieskich”, tym razem z Siemiatycz i Łomży. Na szczęście funkcjonariusze nie musieli interweniować. Być może na wyobraźnię kibiców działały groźne i szczekające psy policyjne.
Przejdźmy do meczu. W Cresovii nie było niespodzianki - siemiatyczanie wyszli w zestawieniu, w jakim wychodzili ostatnio. Co najważniejsze – nie zamurowali od pierwszych minut własnej bramki i starali się grali ofensywnie. Pierwsze 10 min. to sporadyczne próby ataków z obu stron, nie zagrażające stratom bramek. Pierwszy strzał na bramkę gości siemiatyczanie zanotowali w 16 min. Strzelał Kamil Zalewski z rzut wolnego, po faulu na Prokopczuku. Dwie minuty wcześniej po raz pierwszy do interwencji zmuszony był nasz bramkarz. Wybił piłkę, ale zawodnik gości zahaczył go nogą. Potrzebna była pomoc medyczna. Po ok. 20 min. Cresovia zaczęła grać lepiej od przyjezdnych. Efekt to akcja z 25 min. Wojciech Moczulski odebrał piłkę rywalowi w środku pola i szybkim podaniem uruchomił Zalewskiego. Nasz napastnik przebiegł z futbolówką spory kawałek po lewej flance, zrobił zwód i uderzył z narożnika pola karnego. Bramkarz gości nie miał szans. 1:0. 25 bramka Kamila w tym sezonie zdobyta w 25 min. Brawo. Na trybunach szał radości, a nasz superstrzelec ładnie ukłonił się publiczności. Do końca pierwszej połowy łomżyniance nie potrafili znaleźć na Cresovię sposobu. Gospodarze grali dobrze w obronie, szybko wychodząc z kontrami. Jedna z kontr powinna zakończyć się golem. Z lewej strony obrońcom znowu uciekł Zalewski i podał do wychodzącego na czystą pozycję Prokopczuka. Wystarczyło tylko dostawić nogę. Obrońca Łomży był jednak szybszy. Przed szansą podwyższenia wyniku stanął też Łukasz Golonko. Szkoda, że niezbyt precyzyjnie uderzył głową. Z kolei goście odpowiedzieli w 26 min., kiedy to piłka po ich strzale minimalnie minęła słupek bramki Cresovii i w 45 min., kiedy po strzale z rzutu wolnego futbolówka trafiła w naszego obrońcę. Jedyne, do czego można było się przyczepić w grze Cresovii w pierwszej połowie, to zbyt mała dokładność w ofensywie przy ataku pozycyjnym.
Od początku drugiej połowy goście ruszyli do ataku. Przegrana praktycznie eliminowałaby ich z walki o III ligę. 7 min. po wznowieniu gry padło wyrównanie. W niezbyt groźnej sytuacji, kiedy piłka zmierzała już do Karolczuka, zdążył do niej dobiec zawodnik Łomży i wybił ją tuż sprzed rąk naszego bramkarza. 1:1. Remis dla przyjezdnych to również niezadowalający wynik, więc łomżyniance kontynuowali napór. W ciągu 20 min. stworzyli kilka groźnych sytuacji bramkowych, jednak albo piłkę wybijali nasi obrońcy, albo na posterunku był Karolczuk. Świetnym refleksem nasz bramkarz popisał się w 60 min. kiedy to instynktownie odbił piłkę po strzale napastnika gości. Minutę później w ostatniej chwili w szarżującego zawodnika gości wślizgiem wszedł Michał Nowicki, prawdopodobnie też ratując nasz zespół od straty gola. W 62 min., w kolejnej akcji gości, znowu świetnie zaprezentował się Karolczuk. W 68 min. znowu bronił Karolczuk wybijając piłkę nogą. Napór gości nieco osłabł po 70 min., głównie dlatego, że to siemiatyczanie starali się oddalać grę od własnej bramki. Po raz pierwszy w drugiej połowie przed szansą zdobycia gola dla Cresovii stanął Golonko. W 76 min. strzelił do pustej bramki. Kibice widzieli już piłkę w siatce. Niestety obrońca ŁKS wybił piłkę z linii. Z dobitki skorzystał Stępkowski, ale piłka po jego strzale trafiła w obrońcę.
W 77 min. faulowany był Milewski. Dosyć bezpardonowo, za co pan Darek miał pretensje do rywala. Doszło do utarczki słownej, po której obaj zawodnicy dostali po żółtym kartoniku. Nie spodobało się to innemu zawodnikowi Łomży, który dał temu wyraz niecenzuralnymi słowami. Arbiter usłyszał to i bez wahania wlepił mu czerwony kwit. Łomża w dziesiątkę. Do zakończenia około kwadrans. Jednak do końcowego gwizdka nie padła już żadna bramka, mimo, że obie drużyny miały po kilka okazji. Dla Cresovii zwycięskiego gola mogli zdobyć Zalewski w 88 min., który otrzymał świetne podanie od partnera oraz Prokopczuk minutę później, ale w obu przypadkach bramkarz gości zachował się profesjonalnie. Szkoda jeszcze żółtej kartki dla Moczulskiego, chyba zbyt pochopnie wyciągniętej przez arbitra.
Podsumowując – rację miał kierownik drużyny Wojciech Łopaciuk, który zapewniał, że Cresovia zagra dobry mecz i będzie walczyła o wygraną. Do wygranej niewiele zabrakło. Mecz mógł i powinien się podobać, szczególnie jego druga część stojąca na wysokim III-ligowym poziomie. Szybkich akcji, kontr, strzałów na bramki w tym spotkaniu było dużo, a to kibiców cieszy najbardziej.
Rzadko wyróżniamy kogoś indywidualnie, głównie dlatego, żeby nie umniejszać zaangażowania i gry innych, ale po tym meczu nie sposób nie wspomnieć o świetnej postawie Norberta Marksa w obronie. Miło patrzyło się na jego grę i doświadczenie. Nie ustępowali mu Wojciech Moczulski i Rafał Karolczuk.
Czekamy teraz na mecz w Michałowie. Jeśli nasi wygrają – będzie awans.
Żółte kartki z Cresovii otrzymali: Golonko (w 53 min.), Milewski ( 77 min.), Kutyłowski (w 86 min.). Moczulski (w 90 min.).
Cresovia: Karolczuk – K. Kobus, Moczulski, Marks, Piotrowski (59, Milewski) – Stępkowski (82, Kutyłowski), Golonko, Niewiarowski (86, Radziszewski), Nowicki – Prokopczuk, Zalewski.